Zobacz katalog towarzyszący wystawie (format PDF) >>> Dwaj działający dotąd niezależnie artyści plakatu postanowili zjednoczyć siły, aby wzmocnić swój oryginalny przekaz. Nie wahają się wprost nawiązywać do polskiej szkoły plakatu, choć zarazem są względem niej jakby „na wagarach”. Paweł Sky w przestrzeni autorskiego plakatu działa dłużej, ponad 10 lat, Marek Maciejczyk dopiero od roku, ale w sztuce czas nie jest żadnym wyznacznikiem oryginalności i talentu. Między artystami zaiskrzyło i postanowili doprowadzić do wspólnej wystawy jako duet WPSP (Wagarowicze Polskiej Szkoły Plakatu). Na plakatach zapowiadających wystawę „Wzmocnienie przekazu” artyści Identyfikują się za pomocą nakryć głowy, bardzo różnych - warszawsko-praski kaszkiet sąsiaduje z plastikowym hełmem-zabawką. Oba nakrycia głowy sugerują różne oblicza wolności, niezależności, wyzwolenia. Ta symboliczna autoidentyfikacja artystów mówi nam wiele o nich, ale najwięcej mówi sama ich sztuka. I tu warto zwrócić uwagę na zasadniczą spójność ich wizji artystycznych, przy całym zróżnicowaniu wynikającym z tego, iż każdy z twórców ma swoją własną, bogatą osobowość, która nie poddaje się klasyfikacji. A czego chcą Wagarowicze? Chcą swoją sztuką miotać gromy, uderzać obrazem i rozbijać zastane struktury, schematy myślenia i działania. Chcą budzić do myślenia i działania tu i teraz. Nie mają czasu na czekanie, aż ich sztuka „przebije się” do społeczeństwa, zostanie zauważona i doceniona. A może w ogóle tego nie chcą? Może chcą tylko nią uderzać, miotać w naszą stronę obrazy, myśli, znaki i symbole, aż coś drgnie, poruszy się, zapłonie. Plakat zwinięty w rulon i przedstawiony jako piorun, a zakończony kredką to esencja ich myślenia o własnej sztuce. To ich program zaklęty w grafikę. Łączy więc ich program, idea. Nie tylko jednak - także używane formy wyrazu, ale przede wszystkim oszczędność formy, pewna lapidarność, niedomówienie, zawieszenie. Po mistrzowsku posługują się też ironią, odwieczną bronią sztuki zaangażowanej, chcącej zmienić utrwalone style życia i myślenia. Wyróżnia ich też wielka uwaga skierowana na liternictwo, czasem owe litery zawłaszczają obraz, poddając go swojemu władaniu. Litery u Wagarowiczów są jak mali rewolucjoniści krzyczący w naszą stronę, zwracający uwagę na swoją niepowtarzalność i inność, i przez to, na zasadzie kolizji, zmuszając nas – często „jednowymiarowych”, sztampowo myślących, chcących ciszy i spokoju – do działania, do wstania z kanapy, aby zrobić coś sensownego, aby włączyć się w jakiś działanie, choćby wszyscy mówili, że nie ma ono sensu i nic nie zmieni. Tak zresztą mówili zawsze ci, którzy byli za obroną tego, co jest, bo jest – ze strachu przed tym, co przyjdzie. Wszystkie te wymienione cechy Wagarowiczów „odsyłają” ich do polskiej szkoły plakatu, dla której lapidarność formy, ironia czy niepowtarzalne liternictwo było jej istotą.
Czy Wagarowicze chcą być postrzegani jako jej następcy, kontynuatorzy, epigoni, miłośnicy? Prawdziwi artyści nigdy nie chcą być tacy jak inni, ale pewien klimat twórczy sytuuje ich niejako z konieczności w cieniu tego fenomenu, jakim była polska szkoła plakatu. Kwestia wpływów i zapożyczeń jest w sztuce sprawą wiecznie dyskutowaną i emocjonującą, ale zostawmy ją krytykom i historii sztuki, która wpisze bądź nie ich nazwiska w odpowiednie rubryki. Będzie jednak o tyle ciężko, iż Wagarowicze działają szybko, akcyjnie, tu i teraz. Uderzają w to, co bolesne: społecznie, obyczajowo, kulturowo, mentalnie. Ma się wrażenie, że interesuje ich sam ruch, akcja, działanie, a plakaty są jakąś materializacją, konieczną, ale z natury ulotną, w każdej chwili mogącą ulec dezaktualizacji, ale właśnie w tym jest ich siła. To specyficzny rodzaj sztuki plakatu, zwieszony między plakatem, chcącym „coś” przekazać, a jednodniową ulotką, zachęcającą do udziału w jakimś wydarzeniu. W tym napięciu między artystyczną formą plakatu, a ulotną teraźniejszością, którą chce ona wyrazić zawiera się chyba największy paradoks tego rodzaju sztuki. Dzieła Wagarowiczów to „zdziczałe” plakaty rodem z polskiej szkoły plakatu, które rozsadziły ramy galerii, muzeów, wernisaży i wdarły się na ulicę, poszły na wagary, by żyć jej życiem i tętnem, by być blisko zmieniającej się rzeczywistości, by ją transformować, a potem szybko z nią umrzeć i odrodzić się w kolejnym nurcie rzeki teraźniejszości.
|
||||